Prawdziwy Kebab


Nie pamiętam kiedy zjadłem pierwszego kebaba. Ale pierwszy PRAWDZIWY KEBAB był pyszny! Skwar, turecki targ, dookoła zapach przypraw. Mała jadłodajnia dla tubylców, a w niej rozkosz mięsnego podniebienia. Stara kobieta wysmażająca na wielkiej blasze placki, świeże baranie mięso kręcące się na rożnie, działające na mnie niczym wahadło hipnotyzera i ten piękny uśmiech Turka, który oświadczył mi, że jestem pierwszym białym człowiekiem w jego przybytku. Talerz ostrych papryczek, ajran, cynamonowa herbata i ta zawinięta w papier kulinarna rozkosz! To sprawiło, że zakochałem się. Ten blog jest swego rodzaju przewodnikiem po Warszawskich kebabowniach (których jest naprawdę dużo w stolicy Polski), a ja, jako przewodnik poszukuję tego ideału.

piątek, 27 lutego 2015

Kebab ‘Ali Baba’, Marszałkowska przy Królewskiej

na cienkim, kurczak, łagodny
ocena: 3,2/10


  Brr, zima.
  Dzisiaj konkretnie jest już cieplej, ale zdjęcia wracają złe wspomnienia tego gównianego białego puszku. W jeden z takich właśnie puszkowych dni szedłem do pracy okrężną drogą, żeby spóźnić się jeszcze bardziej niż mam to w zwyczaju. Ponieważ wskazówki na PKiNie wskazywały południe, a ja wypatrzyłem je przez śniegowe chmury, postanowiłem ocieplić sobie nastrój arabskim obiadem.
  Rozbójnik, niemyty Ali Baba, wyskoczył przede mną tak nagle, że aż się zląkłem. Śmierdział starą kurtką z owczej skóry i ociekał śluzem. No cap po prostu! Ale zaufałem.



  Po przekroczeniu progu chęć na kebab trochę zmalała. Wystrój, klimat, niby wszystko gra. Zza spleśniałej zasłonki wyszedł nieogolony szef kuchni. Na sobie miał poplamioną tłuszczem zwierzęcym koszulkę z wyblakłym logiem jakiejś drużyny NBA. Wbił we mnie przeszywający wzrok nie dając po sobie poznać, że potrafi komunikować się werbalnie. Oczekiwał zamówienia. Ja też milczałem. W środku potwornie śmierdziało gównem.
  - Cienki, kurczak, łagodny! - krzyknąłem - Na wynos. Poczekam na zewnątrz.
  Poczekałem chwilę niedługą i przywołany wzrokiem szefa (jak on to zrobił?!) stojąc na zewnątrz włożyłem tylko rękę do środka. Ręce na szczęście mam długie. Ale nie kradnę.



  Krok za krokiem, kęs za kęsem, starając się zapomnieć o smrodzie ładowałem kanapkę do organizmu. Mamy ‘rybę po grecku’ i mamy ‘kebab po polsku’. Podgrzany w mikrofalówce kiszony ogórek smakuje źle. Oj źle. Chociaż z pewnego punktu widzenia to nawet wzruszające, że ten emigrant z dalekiego kraju chciał dogodzić mi, Polakowi od urodzenia, rodzimym piklem.
  No cóż więcej. Słabe to było strasznie. Nie ma co ciosać kołków na Alim Babie bo sam jest na najlepszej drodze do wykończenia się. Miałem nawet napisać kilka żartów nt. tego byłego zagłębia sex-shopów, gdzie bar się znajduje, ale kanapka była tak niewzruszająca, że mi się odechciało. Coś jak: Ali Baba-sutener o złym guście… No nic. Może napiszę przy okazji kebaba z wietnamskiego baru DuDu, który jest obok. Swego czasu mieli w ofercie turecki przysmak.