baranina, na cienkim, łagodny
ocena: 8,8
Piątek. Jeden wyraz, a znaczy więcej niż tysiące słów. Stymuluje, bawi, rozluźnia, inspiruje! Socjalizacja z zabarwieniem alkoholowym.
Tydzień temu Maciek zabrał mnie do siebie na degustację wódki. A żeby sobota była równie inspirująca jak piątek wypadało posilić się przed akcją. Bezczelnie ujmując - zrobić podkład.
Maciek, pomysłodawca i organizator festiwalu filmów off-owych w Lublinie, zabrał mnie do niepozornego, także off-owego kebaba. Ukrytego przed potencjalnymi klientami. Na Bonifacego 11. Nazwy nie pamiętam.
'Film off-owy' to kolejne hasło klucz w tym wpisie. Żeby chociaż trochę przybliżyć Wam drodzy czytelnicy pojęcie kina niezależnego, off-owego, pozwoliłem sobie naprędce ułożyć zarys scenariusza takiej produkcji.
Ponieważ nie ma pieniędzy, kręcimy w czerni i bieli. Kulejący pies, tory kolejowe, bohater pali papierosa. Z off-u (sic!) słyszymy komentarz, że niedługo urodzi mu się dziecko, a on nie jest na to gotowy. Poza tym ściga go policja za morderstwo, którego nie popełnił. Ktoś chce go wrobić.
Tory kolejowe zwiastują samobójczą śmierć bohatera. Ten staje między szynami, cięcie na przejeżdżający pociąg! Ale nie, nie… On nie umarł! Teraz ujęcie strzykawki z heroiną. Wchodzimy w sekwencję wizji narkotycznych!
Koreańczyk w garniturze biega uśmiechnięty po łące. Ma na sobie garnitur, a w klapie marynarki znaczek z wymalowanym popiersiem Kim Ir-Sena. Robi piruety, podskakuje, wokół radośnie pląsają pszczółki. Tańczący dobiega do leśnego strumienia. Nurt jest wartki i groźny jak armia koreańska! Zbliżenie na Kim Ir-Sena, potem na zapłakaną twarz bohatera. Przeskok do szerszego planu. Koreańczyk zrzuca przeklęte ubranie i wskakuje do strumienia. Zamiast tonąć zaczyna płonąć! Nie stać nas na efekty komputerowe, więc scenę nakręcimy przy okazji topienia marzanny. Podpalimy marzannę! (przy okazji przepędzimy zimę)
Młoda dziewczyna budzi się cała zlana potem. Okazuje się, że wszystko opowiedziane do tej pory było sennym koszmarem. Mieszka w ruderze. Małym, brudnym mieszkaniu gdzieś na przedmieściach. Ubiera się, wychodzi z bloku, wsiada do autobusu i jedzie do centrum. Ludzie śpieszą się do pracy. Tłok na ulicach. Globalistyczne świnie! Dziewczyna wyjmuje z kieszeni pęczek kluczy. Zaczyna otwierać budkę. Budkę z kebabem!
Dałem się ponieść fantazji, to fakt, ale to tak jak większość twórców kina off-owego. Znaleźć dobry film niezależny jest na pewno łatwiej niż kebab na Bonifacego. To jest dopiero off! Tajny jak lokalizacja bazy opozycji w Korei Płn!
Pyszny! Zdecydowanie jedna z lepszych kanapek od dłuższego czasu. Mięso bardzo dobre, ceny dobre, dodatki dobre, czego chcieć więcej? Pan nie miał problemu, żeby zamiast kapusty dorzucić więcej pomidora i ogórka i za to największy plus! To nie był plasterek. To było sporo dodatkowego pomidora zamiast kapusty. I to w zimie, kiedy ten jest droższy. Pełen profesjonalizm.
W barze miejsca siedzącego nie było, a to dlatego, że wszystkie zajęli klienci. Miejsce po prostu nie potrzebuje reklamy. Poczta pantoflowa wystarczyła.
Wniosek nasuwa mi się taki z tej eskapady, że lokalizacja kebabowni nie ma znaczenia. Jeśli jest jakość, miły klimat klienci zawsze będą i biznes będzie się kręcił. Zapamiętajcie - Bonifacego 11.
A wódka? Wódka była bardzo zimna.
W końcu jest zima!