Prawdziwy Kebab


Nie pamiętam kiedy zjadłem pierwszego kebaba. Ale pierwszy PRAWDZIWY KEBAB był pyszny! Skwar, turecki targ, dookoła zapach przypraw. Mała jadłodajnia dla tubylców, a w niej rozkosz mięsnego podniebienia. Stara kobieta wysmażająca na wielkiej blasze placki, świeże baranie mięso kręcące się na rożnie, działające na mnie niczym wahadło hipnotyzera i ten piękny uśmiech Turka, który oświadczył mi, że jestem pierwszym białym człowiekiem w jego przybytku. Talerz ostrych papryczek, ajran, cynamonowa herbata i ta zawinięta w papier kulinarna rozkosz! To sprawiło, że zakochałem się. Ten blog jest swego rodzaju przewodnikiem po Warszawskich kebabowniach (których jest naprawdę dużo w stolicy Polski), a ja, jako przewodnik poszukuję tego ideału.

piątek, 29 marca 2013

Kebab na Bonifacego 11


baranina, na cienkim, łagodny
ocena: 8,8


  Piątek. Jeden wyraz, a znaczy więcej niż tysiące słów. Stymuluje, bawi, rozluźnia, inspiruje! Socjalizacja z zabarwieniem alkoholowym.
  Tydzień temu Maciek zabrał mnie do siebie na degustację wódki. A żeby sobota była równie inspirująca jak piątek wypadało posilić się przed akcją. Bezczelnie ujmując - zrobić podkład.
  Maciek, pomysłodawca i organizator festiwalu filmów off-owych w Lublinie, zabrał mnie do niepozornego, także off-owego kebaba. Ukrytego przed potencjalnymi klientami. Na Bonifacego 11. Nazwy nie pamiętam.




  'Film off-owy' to kolejne hasło klucz w tym wpisie. Żeby chociaż trochę przybliżyć Wam drodzy czytelnicy pojęcie kina niezależnego, off-owego, pozwoliłem sobie naprędce ułożyć zarys scenariusza takiej produkcji.
  Ponieważ nie ma pieniędzy, kręcimy w czerni i bieli. Kulejący pies, tory kolejowe, bohater pali papierosa. Z off-u (sic!) słyszymy komentarz, że  niedługo urodzi mu się dziecko, a on nie jest na to gotowy. Poza tym ściga go policja za morderstwo, którego nie popełnił. Ktoś chce go wrobić.
  Tory kolejowe zwiastują samobójczą śmierć bohatera. Ten staje między szynami, cięcie na przejeżdżający pociąg! Ale nie, nie… On nie umarł! Teraz ujęcie strzykawki z heroiną. Wchodzimy w sekwencję wizji narkotycznych!
  Koreańczyk w garniturze biega uśmiechnięty po łące. Ma na sobie garnitur, a w klapie marynarki znaczek z wymalowanym popiersiem Kim Ir-Sena. Robi piruety, podskakuje, wokół radośnie pląsają pszczółki. Tańczący dobiega do leśnego strumienia. Nurt jest wartki i groźny jak armia koreańska! Zbliżenie na Kim Ir-Sena, potem na zapłakaną twarz bohatera. Przeskok do szerszego planu. Koreańczyk zrzuca przeklęte ubranie i wskakuje do strumienia. Zamiast tonąć zaczyna płonąć! Nie stać nas na efekty komputerowe, więc scenę nakręcimy przy okazji topienia marzanny. Podpalimy marzannę! (przy okazji przepędzimy zimę)
  Młoda dziewczyna budzi się cała zlana potem. Okazuje się, że wszystko opowiedziane do tej pory było sennym koszmarem. Mieszka w ruderze. Małym, brudnym mieszkaniu gdzieś na przedmieściach. Ubiera się, wychodzi z bloku, wsiada do autobusu i jedzie do centrum. Ludzie śpieszą się do pracy. Tłok na ulicach. Globalistyczne świnie! Dziewczyna wyjmuje z kieszeni pęczek kluczy. Zaczyna otwierać budkę. Budkę z kebabem!





  Dałem się ponieść fantazji, to fakt, ale to tak jak większość twórców kina off-owego. Znaleźć dobry film niezależny jest na pewno łatwiej niż kebab na Bonifacego. To jest dopiero off! Tajny jak lokalizacja bazy opozycji w Korei Płn!
  Pyszny! Zdecydowanie jedna z lepszych kanapek od dłuższego czasu. Mięso bardzo dobre, ceny dobre, dodatki dobre, czego chcieć więcej? Pan nie miał problemu, żeby zamiast kapusty dorzucić więcej pomidora i ogórka i za to największy plus! To nie był plasterek. To było sporo dodatkowego pomidora zamiast kapusty. I to w zimie, kiedy ten jest droższy. Pełen profesjonalizm.
  W barze miejsca siedzącego nie było, a to dlatego, że wszystkie zajęli klienci. Miejsce po prostu nie potrzebuje reklamy. Poczta pantoflowa wystarczyła.
  Wniosek nasuwa mi się taki z tej eskapady, że lokalizacja kebabowni nie ma znaczenia. Jeśli jest jakość, miły klimat klienci zawsze będą i biznes będzie się kręcił. Zapamiętajcie - Bonifacego 11.
  A wódka? Wódka była bardzo zimna.
  W końcu jest zima!

środa, 13 marca 2013

Kebab 'Homan' w wejściu na Dworzec Śródmieście


mieszany, kurczak, na cienkim
ocena: 2,4


  Mówi się, że my tu w Polsce to takie gburki jesteśmy. Cisi, mało wylewni, mało sympatyczni. Może to kwestia klimatu, może uwarunkowań kulturowych, może diety, nie wiem. Wiem, że wystarczy pojechać 2000 kilometrów na południowy-zachód, do Barcelony, żeby to jednak dostrzec i przekonać się, co to znaczy obcować z ludźmi sympatycznymi, niezestresowanymi i uśmiechniętymi.
  Weekendowy wypad do stolicy Katalonii można spędzić naprawdę intensywnie. Kebaby są wszędzie, ale miejscowe żarcie bije na głowę nawet najlepszego barana. Szynka crudo, fuet, owczy ser, morskie potwory, a do tego wino musujące Cava sprawiają, że Barcelona jawi mi się jako potencjalne miejsce zamieszkania.
  Niestety bilet powrotny miałem kupiony już wcześniej (a chętnie bym został w tej europejskiej Kaliforni) i powróciłem na łono kebabowa. Nie żebym tego naszego miasta mieczem syreny bronionego nie kochał! Kocham! A jak!
  A Barcelonę na drugim miejscu!
  Tak więc wysiadłem z samolotu na Chopinie, SKM-ką do centrum dojechałem i kiedy przechodziłem obok Dworca Śródmieście poczułem zew. To znaczy głód. Bo latać nie lubię i śniadań nie jem jak lecę.





 'Homan'? To imię? Czemu nie He-Man? 'Kebab u He-Mana'! Ostry jak miecz, na potęgę posępnego czerepu! I to by było hasło! No ale koniec dygresji . Wróćmy do konkretów.
  Obsługiwała mnie pani-Polka, a kanapkę robił pan-Niepolak. Pan pochodził na pewno z kraju, gdzie kebaby się jada. I to w dużej ilości. Złożyłem zamówienie, wziąłem ajran na poczekanie i zacząłem myśleć. Zarówno pan jak i pani byli nad wyraz uprzejmi. Ilość 'magicznych słów' jakie padła w naszej krótkiej, niezbyt skomplikowanej konwersacji powaliła mnie. Istna kraina łagodności! Wzbudziło to moje podejrzenia. Odebrałem kanapkę…


Dłoń z pomalowanymi paznokciami nie należy do mnie.
Ajran należy.



  Co za paskudztwo! Specjalnie wziąłem sos mieszany, żeby chociaż na moment przedłużyć rozgrzewającą moc posiłku. A to było zimne! Słowem 'proszę Pana uprzejmie' nie podgrzeję sobie kanapki! Załamanie. W zasadzie to wszystko było niedobre, a na szczególne wyróżnienie zasługuje kapusta. Najgorsza w stolicy.
  Stworzyli pozory, a ja uwierzyłem. Weźcie to za naukę drodzy Czytelnicy! Zrobiłem to, żebyście Wy nie musieli. Przy drugim wejściu do dworca jest drugi kebab, może lepszy? Jeszcze nie wiem, ale się dowiem. Też dla Was! Jeździłem swego czasu często pociągiem i wiem, jak turecka budka ważna jest dla podróżujących. Jak to dobrze mieć komfort najedzenia i przytulonym do wytartego zagłówka pójść w słodką kimę w wagonie pkp. W wagonach pkp natomiast zdecydowanie słodkie nie są toalety.
  A stolec w tym wypadku nie miał formy zwartej...