Prawdziwy Kebab


Nie pamiętam kiedy zjadłem pierwszego kebaba. Ale pierwszy PRAWDZIWY KEBAB był pyszny! Skwar, turecki targ, dookoła zapach przypraw. Mała jadłodajnia dla tubylców, a w niej rozkosz mięsnego podniebienia. Stara kobieta wysmażająca na wielkiej blasze placki, świeże baranie mięso kręcące się na rożnie, działające na mnie niczym wahadło hipnotyzera i ten piękny uśmiech Turka, który oświadczył mi, że jestem pierwszym białym człowiekiem w jego przybytku. Talerz ostrych papryczek, ajran, cynamonowa herbata i ta zawinięta w papier kulinarna rozkosz! To sprawiło, że zakochałem się. Ten blog jest swego rodzaju przewodnikiem po Warszawskich kebabowniach (których jest naprawdę dużo w stolicy Polski), a ja, jako przewodnik poszukuję tego ideału.

środa, 25 listopada 2015

‘Tbilisi’ w akademiku Riviera

na cienkim, kurczak, mieszany
ocena: 3,3/10

  Stoję z dwoma kumplami, sączymy Namysłów na Polach.
- Ale dupy! - mówi jeden - Idziemy za nimi!
  Świetny pomysł. Zawsze daję się na to złapać. Młodziutkie toto, każda buja biodrami, dokładnie trzy. Wszystko zaczyna się pięknie układać. Zimno tylko trochę.
  Przeszliśmy przez Niepodległości i zgrabiałymi palcami zaczęliśmy strzelalać zapalniczką, żeby odpalić papierosy. Dziewczyny zniknęły. Chyba szły do dyskoteki, bo zorientowaliśmy się, że jesteśmy przy Rivierze. Trochę za starzy by tam wchodzić, ale za młodzi, żeby rezygnować z szarpania młodego mięska.


  Wiedziałem, że w Gruzji są haczapuri, hinkali i te obrzydliwe słodycze w kształcie kiełbasy. Ale kraj ten wydawał mi się umiejscowiony na tyle daleko na mapie, że nie kojarzyłem go z kebabami. Szczególnie tymi z kapustą.
  Jak można studentów karmić taką miernotą? Student, szczególnie nauk ścisłych potrzebuje porządnie skonstruowanego kebaba, a nie jakiejś polskiej prowizorki pod gruzińską przykrywką. Przeczuwałem, że tak będzie, dlatego wziąłem mieszany sos, żeby w ogóle mieć jakiś smak.


  Wychowałem się w centrum. W Śródmieściu. Pamiętam pierwszy kebs w tym rewirze, w takiej niebieskiej budce z kanapkami na Marszałkowskiej nad Trasą Łazienkowską. Odnoszę wrażenie, jakby od 20 lat jakość, smak i zawartość pozostały te same. Wygląda to jak jednorazowo wypracowany trend, do którego konsument został przyzwyczajony. Ale ja mówię ‘NIE’!
  Brakuje w Śródmieściu dobrego kebaba. Dobrego mięsa ze smacznymi, świerzymi dodatkami. Jak ten student, mieszkaniec akademika może zostać przyszłym noblistą, jak dostaje coś takiego?
  Żeby polepszyć sobie humor po tym rozczarowaniu ruszyliśmy do miejsca, które standard wypracowało już 9 lat temu. I nie zmieniło się za nadto przez te lata. Do Planu B.
  Nastrój psują trochę te chuderlaki w rurkach z dziwnymi wisiorami na szyjach, ale wciąż miło napić się tam piwa.


czwartek, 20 sierpnia 2015

'El Karnak', Al. Niepodległości, przy metrze Pole Mokotowskie

na cienkim, kurczak, łagodny
ocena: 2,7/10

  Ostatnio ktoś opowiadał mi o programie telewizyjnym, w którym kamera śledziła jednego z europejskich bogaczy podczas jego posiłków. Oczywiście były to posiłki w restauracjach oznaczonych gwiazdkami Michelin. Po podpłynięciu łódką do baru w jakiejś zatoce morza Śródziemnego i zjedzeniu jakiegoś niebywale rzadkiego żyjątka człowiek ten stwierdził, że ta knajpa, mimo 3 gwiazdek francuskiego przewodnika, jest dużo słabsza od jakiejś szwajcarskiej, która znajduje się na alpejskim stoku i ma 4.
  W Polsce mamy jedną knajpę, która ma jedną gwiazdkę. I mnóstwo gównianych knajp. I gównianych kebabów.



  Kiedy przekroczyłem próg El Karnaka uderzyła mnie masa gorącego, tłustego powietrza. Nie mogłem oddychać. Zamówiłem kebsa na wynos z nadzieją, że zjem go za chwilę na powietrzu w otoczeniu Pól Mokotowskich. Jakże byłem naiwny. Duży, śniady, obwieszony srebrem dresiarz przyjął moje zamówienie kalecząc nawet najprostsze słowa. Potrafię to zrozumieć i nie mam z tym problemu. Ale dlaczego po przyjęciu ode mnie zamówienia kutafon przygotował kanapkę najpierw sobie!?
  Siedzę w tym zaduchu i obserwuję gościa, jak z wypchaną mięsem pitą wychodzi zza lady, siada przy stoliku dla klientów i odpala na tablecie jakąś Ramajanę z Bollywoodu z arabskimi napisami! Nie jestem wrażliwy, czy coś, ale to jest jawna bezczelność! Dopiero gdy skończył jeść i odpoczął chwilę ruszył zrolować kebsa dla mnie.
  To już jest osobna bajka. Straszny syf. Nic się tam nie zgadzało. Czy ludzie są na prawdę tak mało wymagający, że można ich tak robić w konia? Kebab ma dobre wzięcie, klientów trochę się dokoła roi, ale na Boga! Opamiętajcie się!
  Kebs był tak słaby, że nawet nie chciało mi się zrobić mu zdjęcia. Po grzebnięciu w internecie znalazłem pewną wskazówkę dot. pochodzenia mięsa:




Tutaj odnośnik do strony prducenta.

  Odradzam wchodzić tam niezależnie od pory dnia i stanu upojenia. “Antygona” to wesoła historyjka w kontekście tragedii, jaką jest El Karnak.

piątek, 27 lutego 2015

Kebab ‘Ali Baba’, Marszałkowska przy Królewskiej

na cienkim, kurczak, łagodny
ocena: 3,2/10


  Brr, zima.
  Dzisiaj konkretnie jest już cieplej, ale zdjęcia wracają złe wspomnienia tego gównianego białego puszku. W jeden z takich właśnie puszkowych dni szedłem do pracy okrężną drogą, żeby spóźnić się jeszcze bardziej niż mam to w zwyczaju. Ponieważ wskazówki na PKiNie wskazywały południe, a ja wypatrzyłem je przez śniegowe chmury, postanowiłem ocieplić sobie nastrój arabskim obiadem.
  Rozbójnik, niemyty Ali Baba, wyskoczył przede mną tak nagle, że aż się zląkłem. Śmierdział starą kurtką z owczej skóry i ociekał śluzem. No cap po prostu! Ale zaufałem.



  Po przekroczeniu progu chęć na kebab trochę zmalała. Wystrój, klimat, niby wszystko gra. Zza spleśniałej zasłonki wyszedł nieogolony szef kuchni. Na sobie miał poplamioną tłuszczem zwierzęcym koszulkę z wyblakłym logiem jakiejś drużyny NBA. Wbił we mnie przeszywający wzrok nie dając po sobie poznać, że potrafi komunikować się werbalnie. Oczekiwał zamówienia. Ja też milczałem. W środku potwornie śmierdziało gównem.
  - Cienki, kurczak, łagodny! - krzyknąłem - Na wynos. Poczekam na zewnątrz.
  Poczekałem chwilę niedługą i przywołany wzrokiem szefa (jak on to zrobił?!) stojąc na zewnątrz włożyłem tylko rękę do środka. Ręce na szczęście mam długie. Ale nie kradnę.



  Krok za krokiem, kęs za kęsem, starając się zapomnieć o smrodzie ładowałem kanapkę do organizmu. Mamy ‘rybę po grecku’ i mamy ‘kebab po polsku’. Podgrzany w mikrofalówce kiszony ogórek smakuje źle. Oj źle. Chociaż z pewnego punktu widzenia to nawet wzruszające, że ten emigrant z dalekiego kraju chciał dogodzić mi, Polakowi od urodzenia, rodzimym piklem.
  No cóż więcej. Słabe to było strasznie. Nie ma co ciosać kołków na Alim Babie bo sam jest na najlepszej drodze do wykończenia się. Miałem nawet napisać kilka żartów nt. tego byłego zagłębia sex-shopów, gdzie bar się znajduje, ale kanapka była tak niewzruszająca, że mi się odechciało. Coś jak: Ali Baba-sutener o złym guście… No nic. Może napiszę przy okazji kebaba z wietnamskiego baru DuDu, który jest obok. Swego czasu mieli w ofercie turecki przysmak.